niedziela, 29 grudnia 2019

Zamknijcie drzwi i okna


Tytuł: "Szeptacz"
Autor: ALex North
Wydawnictwo: Muza
Ocena: 5/10







"Szeptacz" to jedna z najbardziej promowanych książek mijającego roku. Jeszcze kilka tygodni temu we wszystkich mediach społecznościowych pełno było recenzji zapowiadających, że jest on jednym z najbardziej trzymających w napięciu i wzbudzających dreszcz grozy thrillerów. Zwykle zachowuję sceptycyzm względem takich haseł, lecz pomimo, iż do lektury podeszłam bez większych oczekiwań, i tak się rozczarowałam. 

Zaczęło się nieźle - ojciec z synem przeprowadzają się do małego miasteczka, dziecko rozmawia z nieistniejącymi ludźmi, mężczyzna słyszy dwa różne głosy podczas kiedy widzi tylko chłopca mówiącego do siebie. Chwilami naprawdę się bałam - do tego stopnia, że czytając przed zaśnięciem musiałam odłożyć książkę do rana i sięgnąć po coś lżejszego. Niemalże do samego końca wydawało mi się, że niektórych wątków autorowi nie uda się wytłumaczyć bez nawiązywania do zjawisk paranormalnych. Dalej tylko gorzej - wyjaśnienie okazało się dość banalne i niewyróżniające się na tle rozmaitych innych powieści tego gatunku, które wcześniej czytałam. Rozwiązanie sprawy kryminalnej było łatwe do przewidzenia, odnoszę wrażenie, że nie tylko dla czytelnika, ale też dla śledczych zaangażowanych w sprawę Szeptacza. Pojawiło się mało zwrotów akcji, od których w thrillerze powinno się roić, mało zapętleń, zabrakło mi pewnego rodzaju gry psychologicznej z czytelnikiem, zwodzenia na manowce. Pominięto też wyjaśnienie, kim był ów realny głos, z którym rozmawiał chłopiec - na przykład czy ktoś zakradał się wtedy do domu. Z serii niedociągnięć - kwestia dbania o bezpieczeństwo kuleje w wykonaniu bohaterów, a naprawdę nie jest trudno zamykać drzwi na klucz, szczególnie kiedy w okolicy dzieją się niepokojące rzeczy i każdy rodzic pilnowałby tego niemalże obsesyjnie w podobnej sytuacji. Bohater natomiast w niesamowicie naiwny sposób zapomina o takich kwestiach, jakby autorowi brakło lepszego pomysłu na to, by wprowadzić zagrożenie. 

Jednym z wątków pobocznych była trudna relacja samotnego ojca z synem, jak również z własnym ojcem odnalezionym po latach. Tutaj z kolei zabrakło mi głębszej warstwy psychologicznej - skoro już decydujemy się poruszać takie tematy, warto zrobić to w sposób wnikliwy i oddziałujący na emocje czytelnika. Bohaterowie sprawiali wrażenie wykreowanych bardzo pobieżnie, pod względem charakterologicznym na tyle papierowo i płasko, że tydzień po skończeniu lektury niewiele już potrafię o nich powiedzieć, a za miesiąc zupełnie rozmyją się w pamięci. Wątek traumy głównego dziecięcego bohatera także wymagałby dopracowania, podobnie jak wątek traum z dzieciństwa mordercy - na przykład to, dlaczego własny ojciec tak bardzo go nienawidził. O samym Szeptaczu też chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej - jakie doświadczenia go ukształtowały, chciałabym poznać genezę tego całego zła.

Prócz wyżej wymienionych zarzutów odnoszę wrażenie, że znaczna większość thrillerów posługuje się pewnym schematem - bardzo często sprawa ma swoje korzenie w przeszłości (zabójstwa przypominają te popełniane przed laty, mamy do czynienia z naśladowcą) oraz dotyczą dzieci - porwania, zaginięcia. Zdaję sobie sprawę, że jest określona ilość możliwości w kwestii pisania o zbrodniach i im więcej przeczytanych książek, tym trudniej o zaskoczenie, jednak nie tracę nadziei na coś naprawdę spektakularnego. Podsumowując - uważam tę książkę za mocno przereklamowaną i naprawdę przeciętną. 

niedziela, 1 grudnia 2019

O sztuce, miłości i szaleństwie

Tytuł: "Frida"
Autor: Barbara Mujica
Wydawnictwo: Marginesy
Ocena: 9/10





Frida Khalo była postacią niezwykle barwną i wyrazistą - utalentowaną artystycznie, zaangażowaną społecznie i politycznie, obracającą się w gronie najbardziej znanych postaci sobie współczesnych. A jednocześnie zmagającą się na co dzień z cierpieniem fizycznym, tkwiącą w związku niszczącym i pełnym pasji, balansującą na granicy zdrowia psychicznego. Życiorys Fridy zainteresował mnie po obejrzeniu filmu poświęconego jej osobie (polecam!), dlatego też od razu sięgnęłam po książkę, którą przeczytałam jednym tchem. 

Narratorką w powieści jest Cristi - młodsza siostra Fridy opowiadająca swojemu terapeucie najpierw o ich wspólnym dzieciństwie, a później życiu u boku sławnej artystki. Ten sposób konstrukcji fabuły sprawia, że już po kilku pierwszych zdaniach czytelnik zostaje bez reszty pochłonięty przez opisywaną rzeczywistość. Podczas lektury niemalże czułam smaki i zapachy małego meksykańskiego miasteczka, miałam przed oczami wąskie uliczki i zatłoczone place. Fakt, iż widzimy Fridę oczami Cristi nadaje tej historii psychologicznej głębi, uświadamiamy sobie bowiem, że pomimo ogromnej siostrzanej miłości i podziwu dla artystki, niezwykle trudnym musiało być znajdowanie się w jej cieniu, pełnienie roli niewidzialnego opiekuna i wsparcia. Tym bardziej, że Cristina, z początku rzeczywiście bezbarwna i nijaka, z czasem ukazuje się jako naprawdę silna, mającą swoje zdanie w wielu kwestiach, kobieta. 

Sporo miejsca w książce poświęcono związkowi artystki z Diegiem Rivierą. Relacja ta stanowi jeden z elementów definiujących osobowość Fridy - wkładała w nią ogrom miłości i zaangażowania, akceptowała i wybaczała liczne zdrady. Jednak wszystkie te emocje spychane na drugi plan musiały gdzieś znaleźć swoje ujście: w nadużywaniu alkoholu, przesadzonych reakcjach nie zawsze adekwatnych do sytuacji, patologicznej potrzebie zwracania na siebie uwagi, a przede wszystkim w sztuce. Autorce udało się przedstawić postać niezwykle autentyczną, ze wszystkimi ludzkimi słabościami, wadami, ale też niezwykle wrażliwą i łaknącą akceptacji. Taka Frida chwyta za serce, wzbudza jednocześnie współczucie i podziw. Niezwykle poruszyły mnie opisy jej wielkiego cierpienia związanego z wypadkiem i jego konsekwencjami oraz z niemożnością posiadania dziecka, pomimo silnie rozwiniętego instynktu macierzyńskiego. Wydawać by się mogło, że malarstwo stanowiło jedyny element jej życia chroniący ją przed osunięciem się w otchłań depresji i szaleństwa. Jej obrazy to w dużej mierze autoportrety - zupełnie jakby w ten sposób próbowała zaakceptować swoje ciało, tak często stanowiące źródło cierpienia. 

Wszystkie wydarzenia opisywane w książce toczą się na tle historii dwudziestowiecznego Meksyku, przedstawionej w sposób nienachalny i interesujący. Postaci są wyraziste i wzbudzające emocje. Jedynym zarzutem wobec powieści Barbary Mujica jest fakt, że czytelnik dopiero na samym końcu dowiaduje się, że książka, którą właśnie przeczytał, nie jest typową biografią, a fabularyzowanym zapisem życia Fridy. Autorka przyznaje się do zmyślenia niektórych wątków celem nadania fabule określonego kształtu. Tym niemniej jednak powieść jest napisana tak dobrze, iż łatwo wybaczyć naginanie faktów. Dopełnienie całości stanowią fotografie przedstawiające Fridę w kluczowych elementach jej życia - dzięki nim widzimy konkretną osobę, z krwi i kości, autentyczną i prawdziwą, co potęguje emocje. 

Chociaż dotąd rzadko sięgałam po biografie, udało mi się wzbudzić w sobie ciekawość tego gatunku. Bardzo polecam zapoznanie się z życiorysem Fridy, wszystko jedno, czy poprzez film, czy którąś z wielu poświęconych jej książek.